wtorek, 11 lutego 2014

2. Rozczarowanie

Całą noc nad nią czuwałem chciałem żeby była bezpieczna. Ująłem delikatnie jej dłonie i ucałowałem blizny, zniknęły, a w zasadzie przeniosły się na moje ręce, dwa razy mocniejsze. Jednak nie przeszkadzało mi to, nawet jeśli pokazałbym się w prawdziwym świecie, ona i tak by ich nie zobaczyła, dla ludzi jestem jak ideał, po prostu nim jestem. Chroniłem ją przed koszmarami i innymi zmorami, pozwoliłem żeby spoczywała w objęciach Morfeusza. Przesuwałem palcami po jej lokach, niestety ona tego nie czuje... Chociaż chciałbym żeby było inaczej, ale chcieć to ja mogę...

Sprawiłem że jej sny były idealne, widziała w nich mnie, i to co chciałbym dla niej zrobić, odpoczywała przy tym seansie wtulona we wszystko co miękkie. Pokazywałem jej każdą cząstkę siebie wiedząc że może niedługo, pozwoli mi przejść do normalnego życia razem z nią. Jestem sługą jej wnętrza. Słucham tylko jego. Ono zawsze ma rację.

Westchnąłem w przestrzeń, wiedziałem że zaraz się obudzi. Jak na zawołanie otworzyła powoli powieki  i wyciągnęła się delikatnie. Uśmiechnąłem się i patrzyłem jak idzie do łazienki żeby się ubrać w swoje ulubione dresy. W miedzy czasie zwinąłem skrzydła na dół i wstałem, swobodnie szurały po ziemi jak miotła.  Spojrzałem na swoje rany, nadal tam były, głębokie i bolące. Zdarłem bandaże a one zniknęły kiedy tylko zetknęły się z ziemią.

Cały ranek krzątała się po domu sprzątając, dziś sobota, wiedziała że jeśli tego nie zrobi, ojczym nie da jej spokoju. Przyglądałem się jej cały czas, po prostu nie spuszczałem jej z oka nie umiałbym. O mało co zbiła szklankę, ale zanim spadła na ziemię umieściłem ją z powrotem na blacie w momencie w którym nie patrzyła w tą stronę. Kiedy zakończyła swoje obowiązki poszła zmienić dresy na luźne ciuchy, były ty spodenki za kolano i koszulka z jakimiś kotami, wiedziałem że pobiegnie na swoją wieżę. Tak nazwała miejsce na prawie najwyższym biurowcu w mieście. I tak oczywiście zrobiła, biegła uliczką aż w końcu dotarła do upragnionych schodków i wspinała się na górę w szybkim tempie. Lekko zdyszana usiadła w rogu budynku i podziwiała wschodzące słońce. NY jest piękne, tylko trzeba umieć dostrzec to piękno. Usiadłem przy niej z nadzieją że znów nie przesiedzi tu całego dnia. Postanowiłem zaryzykować, z resztą nigdy nie widziałem jak wyglądam naprawdę, jako ciało. Pojawiłem się prawie na szczycie wąskich schodków, ubrałem kurtkę zaraz po tym jak zwinąłem skrzydła. Wszedłem na dach i położyłem jej rękę na ramieniu a ona odskoczyła jak oparzona. Pokręciłem głową, zbyt nieufna.
-Spokojnie -zaśmiałem się a ona rozluźniła się pod moim wpływem - co tu robisz? - oklapłem obok niej i wpatrywałem się w nią z uśmiechem na ustach.
-Chyba to co ty - uśmiechnęła się delikatnie. Pierwszy raz widziałem jej rysy w świetle, prawdziwymi oczami. A nie tymi mglistymi które zawsze miałem.
- Uciekasz od problemów i starasz się być, w swoim świecie? - trochę zdziwiona moim pytaniem przytaknęła.  Jednak nadal wszystko wokół nas było mgliste. Uśmiechnąłem się kiedy niespodziewanie wsunęła dłoń w moją. Wtedy wszystko zgasło a ja otworzyłem oczy, więc to był tylko sen... Bella nadal spała w moich ramionach... Rozczarowany przyjrzałem się jej uważnie i mocniej ją utuliłem. Potrzebowałem mieć ją blisko siebie. Najgorsza była dla mnie świadomość że nic z tych rzeczy się nie wydarzyła.

 Przynajmniej jeszcze...

3 komentarze:

  1. Rozdział jest przecudowny <3 kocham sposób w jaki piszesz :) jest wspaniały. Opisy są cudowne i zawsze wzruszam się gdy to czytam <3 masz dar i tyle :) zdziwiłam się, że to był tylko sen, naprawdę. No cóż mam nadzieję, że coś takiego się jednak wydarzy, bo to słodkie jakim uczuciem on darzy Bellę <3 no cóż, czekam na następny rozdział :* dużo weny! ~ Wika od Maćka O.o

    OdpowiedzUsuń
  2. Jay jestes zajebisy <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham cie Jay <3 Zajebiste

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy